Po uchwaleniu przez Sejm „tarczy antykryzysowej” stało się jasne, że rządowa pomoc kierowana jest przede wszystkim do mikro-, małych i średnich przedsiębiorców. To oni – po spełnieniu szczególnych warunków, związanych m.in. ze spadkiem przychodów – będą mogli liczyć na dopłaty do pensji pracowników, czy umorzenie należności wobec ZUS. Jednak korzystając z dopłat do pensji należy pamiętać, że pracodawca będzie zobowiązany utrzymać miejsca pracy przez cały czas trwania stanu epidemii oraz przez okres równy długości jego trwania. W praktyce oznacza to, że jeżeli np. stan epidemii potrwa 3 miesiące, pracodawca korzystający ze wsparcia będzie musiał zatrudniać swoich pracowników przez pół roku. Niedotrzymanie tego warunku będzie wiązać się z koniecznością zwrotu całości otrzymanej kwoty. To zaś, przy realnym ryzyku głębokiego kryzysu gospodarczego, może okazać się bardzo poważnym problemem, zwłaszcza gdy nie uda się w stosunkowo krótkim czasie odbudować pozycji ekonomicznej firmy.
Z tego względu przed skorzystaniem z tego rodzaju pomocy należy po prostu przeliczyć co będzie bardziej opłacalne: restrukturyzacja zatrudnienia, czy skorzystanie z rządowego wsparcia. Natomiast przedsiębiorcy zatrudniający więcej, niż 250 osób nie będą mogli w ogóle skorzystać z dopłat do pensji. W stosunku do tego rodzaju pracodawców istnieje jedynie możliwość skorzystania z dofinansowania wynagrodzeń i składek na ZUS dla pracowników objętych przestojem zakładu pracy. Jednak także w tym przypadku wykorzystanie pomocy rządowej oferowanej w ramach „tarczy antykryzysowej” wiąże się z koniecznością utrzymania miejsc pracy przez okres epidemii oraz czas odpowiadający długości jej trwania. Stąd także w tym przypadku prowadzący biznes muszą przeliczyć, czy bardziej opłaca się skorzystać ze wsparcia w ramach „tarczy”, czy też w inny sposób ratować płynność przedsiębiorstwa. Tu niestety zwolnienia mogą okazać się jedynym rozwiązaniem – zwłaszcza wówczas, gdy okaże się, że powrót do normalnej działalności będzie się odwlekał w czasie.