Sporządzana nowelizacja prawa budowlanego, opracowywana w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju nie została jeszcze opublikowana, a już wzbudza spore zainteresowanie – i niepokój – wśród inwestorów. Wszystko wskazuje na to, że ustawodawca zrealizuje swój dawny plan likwidacji decyzji o warunkach zabudowy. Jednak, żeby operacja ta nie sparaliżowała rynku budowlanego, konieczne są kompleksowe zmiany w prowadzeniu polityki przestrzennej – zwłaszcza przez gminy. Według szacunków obecnie plany miejscowe pokrywają jedynie ok. 30 % powierzchni kraju, a ich braki – z punktu widzenia np. deweloperów – są najbardziej odczuwalne w dużych miastach. Natomiast bez lokalnych aktów planowania przestrzennego, „wuzetki” stają się jedynym instrumentem pozwalającym realizować inwestycje. Co prawda rząd chce zobowiązać gminy do uchwalenia – w ciągu trzech lat od ewentualnego wejścia w życie noweli – nowych aktów planowania przestrzennego. Jednak obecne doświadczenia każą wątpić w możliwość odniesienia sukcesu przez tę inicjatywę.

Jak informuje dzisiejsza „Rzeczpospolita” inwestorzy podjęli inicjatywę, w ramach której domagają się większej jawności i transparentności przy prowadzeniu lokalnej polityki przestrzennej. Chcą, przede wszystkim jawnych negocjacji z przedstawicielami biznesu, zagwarantowania dostępu mieszkańców do ich wyników oraz do informacji o zamierzeniach planistycznych miast. Poza tym trzeba pamiętać, że niechęć do uchwalania aktów planowania przestrzennego wynika także z dużych kosztów ich sporządzenia oraz ogromnej czasochłonności. Z drugiej strony radykalne uproszczenie kształtu tego typu dokumentów może sprawić, że nie będę one spełniać swojej funkcji. W każdym razie znalezienie dobrego rozwiązania tych problemów wymaga szerokich konsultacji ze wszystkimi zainteresowanymi. Bez tego zamiast reformy, będzie chaos, który może tylko jeszcze bardziej utrudnić prowadzenie – zwłaszcza dużych – inwestycji.