Pojawiające się w ostatnich dniach w mediach informacje o przygotowaniu przez Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju projektu zmian w regulacjach prawnych dotyczących zagospodarowania przestrzennego, wzbudzają poważne obawy zarówno po stronie gmin, jak i inwestorów. Co prawda tekst projektu noweli nie jest jeszcze znany, jednak wszystko wskazuje na to, że samorządowcy będą musieli wyrzucić do kosza obowiązujące akty planowania przestrzennego – zarówno studia uwarunkowań, jak i miejscowe plany. Wszystko przez to, że autorzy projektu chcą zastąpić dotychczasowe akty nowymi dokumentami, które trzeba będzie uchwalić w okresie kilku lat od wejścia w życie noweli. To zaś oznacza – niestety – zmarnowanie sporego wysiłku finansowego i organizacyjnego, który dotychczas niektóre samorządy zainwestowały w uchwalenie aktów planowania przestrzennego. Jednocześnie sytuacja ta stawia pod znakiem zapytania sensowność kontynuowania prowadzonych obecnie prac nad uchwaleniem tego typu dokumentów.

Niepokój inwestorów wzbudzają zaś plany – sygnalizowane zresztą od dawna – założenia likwidacji możliwości wydawania decyzji o warunkach zabudowy oraz wygaśnięcia ważności wydanych już „wuzetek” w terminie trzech lat od wejścia w życie noweli. Okres ten wydaje się bardzo krótki, zwłaszcza z punktu widzenia realizacji dużych inwestycji, których przygotowanie i uzyskanie niezbędnych zgód i zezwoleń nie raz trwa dłużej niż trzy lata. Poza tym decyzje „WZ” mocno zakorzeniły się w polskich realiach budowlanych. Oczywiście szereg problemów polskiej przestrzeni – zwłaszcza brak zwartej zabudowy – wynikają z nieprawidłowej polityki lokalnych władz w wydawaniu tych decyzji, jednak nie zmienia to faktu, że są one obecnie najwygodniejszym instrumentem kształtowania polityki przestrzennej, a tym samym tworzenia możliwości inwestycyjnych. Stąd autorzy projektu muszą zadbać o to, aby w przepisach dotyczących planowania i zagospodarowania przestrzennego nastąpiła ewolucja a nie rewolucja. W przeciwnym razie Polsce grozi paraliż inwestycyjny.