Polski rynek zamówień publicznych znajduje się w kryzysie – statystyki z ostatnich lat wyraźnie wskazują, że ceny oferowane przez zamawiających często balansują na granicy opłacalności, a do ogłaszanych konkursów zgłasza się coraz mniej oferentów. Tym samym rośnie odsetek przypadków, w których na ogłoszenie o zamówieniu publicznym odpowiada tylko jeden podmiot. Do tego dochodzą problemy z waloryzacją podpisanych umów, czy rosnącym wpływem dynamiki gospodarczej na rzeczywiste koszty realizacji inwestycji. Te negatywne czynniki w najbliższym czasie najpewniej zostaną spotęgowane przez spadek poziomu rządowych dotacji na inwestycje infrastrukturalne – ciągle przeważające w strukturze polskiego rynku zamówień publicznych. Ministerstwo Infrastruktury już zapowiedziało, że np. w przyszłym roku rządowe wsparcie dla – niezwykle ważnego dla wielu jednostek samorządu terytorialnego – Funduszu Dróg Samorządowych spadnie o blisko 1/3.
To zaś oznacza, że poziom inwestycji w infrastrukturę najpewniej wyhamuje, a tym samym jednostki publiczne będą miały do zaoferowania coraz mniej zadań dla przedsiębiorców. Wbrew pozorom wcale nie musi oznaczać to stagnacji. Jednak jej uniknięcie wymagałoby znacznego przeorientowania polityki prowadzonej zarówno przez organy rządu, jak i samorządu, które powinny zdać sobie sprawę, że programy różnego rodzaju finansowania zewnętrznego nie są jedynym sposobem na spełnianie zadań publicznych – w tym w sferze inwestycyjnej. Najlepszym rozwiązaniem tej – bądź co bądź trudnej – sytuacji jest skoncentrowanie uwagi na partnerstwie publiczno-prywatnym. Co prawda formuła ta wymaga poważniejszego niż tradycyjne zamówienia publiczne zaangażowania, zarówno ze strony podmiotów publicznych, jak i prywatnych przedsiębiorców, jednak korzyści, które przynosi również są nieporównywalnie większe.