W ostatnim czasie orzecznictwo Krajowej Izby Odwoławczej wzbudza szczególne zainteresowanie całego rynku zamówień publicznych. Wszystko za sprawą zakwestionowania przez KIO właściwie powszechnych praktyk zamawiających i wykonawców: składania podpisanych elektronicznie skanów oferty oraz wykorzystywania algorytmu SHA-1 w samych podpisach. W pierwszym zakresie 5 stycznia br. KIO stwierdziła, iż tak przesłana oferta nie spełnia wymagań złożenia jej w formie elektronicznej, a stanowi jedynie kopię papierowej wersji oferty. Natomiast – jak informują media – 5 lutego w sprawie o sygnaturze akt 119/19 Krajowa Izba wyraziła odmienny pogląd, uznając, iż tak złożone dokumenty stanowią ofertę elektroniczną. Warto pamiętać, iż kwestie te do początku bieżącego roku właściwie nie budziły wątpliwości ani branży, ani orzecznictwa. Za dowód takiego stanu rzeczy może posłużyć choćby fakt, że w przypadku wielu zamówień po prostu nie ma technicznych możliwości elektronicznego edytowania dokumentów, co niejako wymusza przesyłanie ich skanów – oczywiście opatrzonych właściwym podpisem elektronicznym.

Na szczęście Izba zdaje się odchodzić także od kwestionowania podpisów zbudowanych na algorytmie SHA-1. W tym względzie – jak wylicza portal Prawo.pl – zapadły w lutym trzy orzeczenia, w których wskazano, iż użycie tego algorytmu nie dyskwalifikuje ważności podpisu. Pogląd ten zgadza się z wielokrotnymi zapewnieniami przedstawicieli rządu, a także głosami wielu ekspertów – w tym informatyków. W każdym razie powyższe kwestie ilustrują ciekawy problem: otóż po tym, jak KIO zakwestionowała skanowanie dokumentów czy wykorzystywanie SHA-1 zamawiający zaczęli odrzucać te oferty. To nie tylko dowodzi ogromnego wpływu orzecznictwa Izby na praktykę zamówień, ale przede wszystkim obaw samych zamawiających o przekroczenie rygorów Prawa zamówień publicznych. Oczywiście trudno mieć o to pretensje, jednak warto przypomnieć wszystkim podmiotom publicznym, że orzecznictwo nie jest źródłem prawa, a zbyt kurczowe trzymanie się wyroków (zwłaszcza stających w sukurs utrwalonej wykładni) może paradoksalnie stać się źródłem poważnych problemów. W końcu aktualnym staje się pytanie, czy ci zamawiający, którzy w ślad za KIO zakwestionowali podpisy zbudowane na SHA-1 i skanowanie ofert, przekroczyli przepisy prawa, czy też nie? Odpowiedź na te pytania – którą być może będą musieli znaleźć kontrolujący oraz sądy – może okazać się jeszcze ciekawsza, niż sam spór, który legł u ich podstaw.