W Polsce jednym z największych problemów w sferze gospodarki przestrzennej jest brak miejscowych planów zagospodarowania bądź ich nieaktualność. W wielu przypadkach śmiało można powiedzieć, że dużo lepszym rozwiązaniem jest zupełny brak tego typu planu, niż obowiązywanie aktu uchwalonego przed wieloma laty, w zupełnie odmiennych uwarunkowaniach prawnych i gospodarczych. Niejednokrotnie prowadzi to do sytuacji, w których miejscowe plany przewidują obowiązki sprzeczne z obecnie obowiązującym prawem lub stawiają wymagania zupełnie nieaktualne z punktu widzenia współczesnej techniki budowlanej. Niestety w Polsce ciągle istnieją plany miejscowe będące – właśnie ze względu na ich archaiczność – głównym hamulcem dla rozwoju budownictwa. Dobrym przykładem takiego stanu rzeczy jest niedawny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku (sygn. akt II SA/Gd 784/18).

 

Sprawa dotyczyła odwołania do decyzji wojewody, który stwierdził niedopuszczalność wydania zezwolenia na przebudowę budynku i zmianę sposobu jego użytkowania właśnie z powodu sprzeczności projektu z przepisami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Otóż akt – uchwalony w 2003 roku – stwierdzał, że w sytuacji gdy niemożliwe jest wybudowanie parkingu, inwestor musi wykazać się prawem własności do odpowiedniej liczby miejsc w parkingach kubaturowych zlokalizowanych na terenie dzielnicy, której dotyczył plan. Inwestor nie był w stanie wybudować parkingu na terenie swojej działki, a nabycie prawa własności do miejsc parkingowych okazało się niemożliwe. Po prostu ich właściciele nie sprzedają miejsc, a jedynie je wynajmują. Pomimo tego wojewoda stwierdził, że projekt jest sprzeczny z przepisami miejscowego planu, których – jak widać – nie dało się wykonać. Na szczęście innego zdania był gdański WSA, który uznał, że nakładanie tego typu obowiązków na inwestorów przez radę miasta wykracza poza jej kompetencje, a tym samym jest niedopuszczalne.